Thursday, October 29, 2009

sztuczki różne

Wielu ludzi od dłuższego czasu już zastanawia się nad tym czym jest sztuka dziś. Myślę, że trwa to od wieku prawie i nie doszło do żadnego rozwiązania sprawy. Uważam także, że sztuka czasów dzisiejszych jest niedefiniowalna, zatem nigdy w miarę precyzyjna definicja nie powstanie. Świat jednak nie stoi w miejscu i ciągłe poszukiwania granic prowadzą siłą rzeczy do ewolucji sztuki. Nie wiemy czy idzie to w dobrym czy złym kierunku, ponieważ nie ma żadnych punktów odniesienia, zagadnień porównawczych, jakiś stałych, których wartości byłyby określone. W zależności od punktu, czy momentu, w którym akurat się nad nimi pochylimy widzimy je inaczej, a w dodatku jeżeli jeszcze w tym czasie z kimś rozmawiamy, to rozmówca nasz automatycznie przez sam fakt, że zwykle znajduje się przed nami już powoduje inną perspektywę z jakiej ogląda on to zagadnienie. Porozumienie zatem nie może się ziścić nigdy. Estetyka, która stara się wyjaśnić te zagadnienia również zupełnie sobie nie radzi. Co filozof, artysta czy ktokolwiek inny, zdania nie pokrywają się, ciężko odnaleźć jakiś stały wspólny mianownik. Uważam, że zagadnienie to nie jest takie błahe jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Sposób w jaki ludzkość przedstawia swoją wrażliwość estetyczną, kulturową, czy jakąkolwiek inna, bardzo wiele mówi o tym w jakim jest generalnie stanie. Sposoby jakimi się posługujemy, aby wydobyć na światło dzienne nasze wnętrza, rzeczy nienazywalne są naszą wizytówką, i to taką, że bardziej już chyba nie można. Następuje totalna nagość prawdy o nas samych, nie wiem nawet jak byśmy chcieli się ukryć. Nawet nieuczestniczenie w jakichkolwiek procesach twórczych, dokonane jako wybór, jest czytelnym komunikatem, deklaracją na temat, zatem w jakimś sensie również działaniem artystycznym. Istniej zatem przestrzeń, gdzie jest się bezpiecznym jedynie w działaniu nieświadomym, w sensie wykonywanie czegokolwiek nie w kierunku artystycznym bez naszej świadomej wiedzy, że właśnie robimy coś nieartystycznego. Każde przyłapanie się na tym, od razu zmusza nas do podjęcia decyzji , czy kontynuujemy działanie nieartystyczne, czy może odwrotnie, ale tak czy inaczej już coś deklarujemy, określamy, dorzucamy trzy grosze do tematu sztuki. Myślę zatem, że właśnie jest to luka, patrząc z perspektywy samej sztuki, w którą jeszcze się nie wcisnęła. Skoro jednak została już zauważona (ta luka), to nie ma innego wyjścia jak ją wypełnić. I właśnie tutaj widzę kierunek ewolucji sztuki. Dzieła, które powstają bez wiedzy autora. Każdy akt świadomy będzie dyskwalifikował, wyrzucał twór poza granice pojęcia sztuki, będzie jedynie kiczem lub falsyfikatem sztuki, nie będzie można polegać treściach za jego pomocą nam przekazywanych. Działanie świadome z założenia, jakby z samego faktu że dokonywane z premedytacją ma dążyć do zmiany jakiejś sytuacji na inną, jej modyfikację, czyli deformację. Nowo powstała sytuacja jest podróbką oryginału, jedynie szczątkową o niej informacją, zatem tak na prawdę nie możemy na niej polegać jako na źródle wiedzy o nas. Sztuka taka nic nam o nas nie powie wartościowego. Jedynie krótkie obrazy, praktycznie pojedyncze klatki nawet, z nas wydobędzie, w większości przypadków będą przedstawiały prawdę czystą o nas, nie wątpię. Cóż jednak z tego, skoro utoną w gąszczu innych codziennych, ze sztuką nie związanych. Tak jak zachowanie jednej mrówki nic nam nie powie o systemach działania całego mrowiska, tak jedna czy dwie prawdy o naszym wnętrzu nie są w stanie opowiedzieć nam o nas zbyt wiele. Sytuacja zatem, logicznie rzecz biorąc, w pewnym momencie powinna się odwrócić, jako następstwo, albo po prostu nasycenie już tej właśnie teraz istniejącej. No tak! Ale sam proces tworzenia, jeżeli uznamy już, że jest możliwy bez udziału świadomego twórcy, nie rozwiązuje problemu do końca. Od zarania dziejów oprócz twórcy istniał odbiorca, a czasami także, ostatnio coraz częściej, nie można obejść się bez krytyka, który wskaże nam dzieło sztuki, a marną próbę jego tylko naśladowania odrzuci, dzięki czemu bezpiecznie możemy zajmować się interpretowaniem, nie mając obawy, że narazimy się na śmieszność, kiedy próbujemy wycisnąć coś z naszych szarych komórek, wpatrując się w przedmioty, które w innych sytuacjach były by czymś zapewne normalnym, może użytkowym, a może po prostu bezużytecznym, ale bez treści żadnych dodatkowych. Dzieło sztuki bez twórcy, w trochę niezręcznej sytuacji stawia zatem pozostałych. Krytyka przestaje mieć sens, ponieważ kryteria są wtedy totalnie indywidualne. Każdy kroki stawia inaczej. Kroki każdego przekazują prawdę o kroczącym, jakąś oczywiście fragmentaryczną, ale niezaprzeczalnie niepodważalną. W połączeniu z resztą elementów tworzy się obraz człowieka prawdziwy, czyli taki jaki widzimy. Nie potrzebna jest nam sztuka w dzisiejszym znaczeniu, alby prawdę o człowieku badać (wspominam o dzisiejszej sztuce, ponieważ mam wrażenie, że trochę uzurpuje sobie takie prawo do mówienia „prawdy” o nas – niedoskonałe to próby). Człowiek ów stoi przed naszym nosem i wystarczy, że się nam pokazuje, że robi coś, coś mówi, ale wszystko bez świadomości tworzenia. Jedynie wtedy prawda o nim jest rzeczywiście zupełna. Krytyk zatem musiałby być idealnie dopasowany do odbiorcy, znać jego systemy wartości, także te, których nie potrafimy nazwać, aby móc rzetelnie dzieło mu przedstawić. Prostą machinacją zatem, krytyk wchłonięty jest przez odbiorcę i stają się jedną osobą. Hmm... tyle dobrego, przynajmniej sprawa się trochę upraszcza. Galerią staje się świat zewnętrzny. Sztuka przestaje mieć wartość finansową, ponieważ nie ma możliwości jej zakupu. Nie ma więc pośredników ani spekulantów. Pozostaje jedynie prawda. Cała sprawa będzie więc polegała na zmianie terminologii. W świecie żadne zmiany wielkie nie nastąpią, nie będzie pewnie nawet jakiejś konkretnego, definiowalnego momentu w czasie, aby móc później mówić a takiej a nie innej epoce w sztuce. Kto wie, może tak na prawdę epoka ta ma już miejsce dziś – tak trochę pod powierzchnią codzienności. Sztuka, która będzie istniała poprzez jej brak. Dzieła w dzisiejszej postaci zostaną zdegradowane do nie wiele znaczącej kupki śmieci zamiecionych pod łóżko razem z cyrkiem na przykład. /to z pewnością początek, ale bez gwarancji na kontynuację/

2 comments:

  1. jak sie nadarzy okazja, bedziemy musieli o tym porozmawiac, pozdr :)

    ReplyDelete
  2. jasna sprawa :-)
    no i mam nadzieję, że okazja się nadarzy... jakoś niebawem, czy coś w tym rodzaju... w każdym razie, mam na myśli, że jakoś niedługo :-)
    może też do tego czasu uda mi się bardziej tę teorię okiełznać ;)

    ReplyDelete